2024, t. 7, nr 1 (13), poz. 8
2024, vol. 7, No. 1 (13), item. 8
Profesor Stanisław Gołąb (1878-1939) gościł już na łamach „Głosu Prawa” (w numerze 6 i 7). Ten wybitny uczony i praktyk, znakomity znawca procesu cywilnego, nie stronił od zagadnień teoretycznych, a lubował się w popularyzacji prawa. Poszukiwał go w dziełach kultury i popularyzował wiedzę prawniczą, jak i wiedzę o kulturze – poprzez odczyty, w tym audycje radiowe. Był też poetą. Tym razem prezentujemy opracowanie prof. Gołaba na temat prawa, a konkretnie pojęcia prawa w dziełach najwybitniejszego krakowskiego literata doby młodopolskiej, Stanisława Wyspiańskiego, wieszcza z przełomu XIX i XX w.
Zachowano oryginalną pisownię.
Pojecia kluczowe: Stanisław Wyspiański, prawo w literaturze, Stanisław Gołąb.
Pojecia kluczowe: Stanisław Wyspiański, prawo w literaturze, Stanisław Gołąb.
W dziełach Wyspiańskiego niemało jest podstaw do stwierdzenia, że autor, choć go „sztuka siecią czarów” wiąże*, liczył się w dużej mierze z prawem i boskiem i ludzkiem, z tem, co jest, i z tem, które być powinno. Legion i Klątwa, Wyzwolenie.! Sędziowie, Bolesław śmiały i Meleager — oto utwory, w których znajdujemy sedem materiae, gdzie mamy wynurzenia poety lub jego postaci dramatycznych o prawie w rożnem tego słowa rozumieniu.
Kiedy w Legionie Mickiewicz — Brutus przeciął więzy Wolności, mówiąc: „Narody będziesz wieść” — ona na swym rydwanie „pędzi, miażdżąc tłumy przed sobą" i wołając:
„W proch, w proch pałace, posągi;
tu ma być dla mnie błoń;
dla mych rumaków błoń.
hejha, hejha, na koń,
na tryumfalny wóz;
pałace, świątynie w gruz;
zaorać gruz na błoń.
hejha, hejha, na koń”. –
Wyspiański daje tu odpowiedź nietylko na pytanie, „coby się było stało, gdyby Mickiewicz na Kapitolu uległ był pokusie Demosa i spełnił rewolucyjne życzenie ludu”[1] lecz wyraża przede wszystkiem w świetnej scenie znaną niemal powszechnie myśl ogólną o koniecznem ograniczeniu wolności jednostki, aby ją móc zapewnić wszystkim, myśl o tem, czego Hugo Grotius. Jan Jakób Rousseau, a z pewnością też inni przed nimi i po nich, dowodzili „szeroko i długo" na prawnem i społecznem podłożu. Silnie i plastycznie wykazał tu poeta, do czego prowadzi wolność bez żadnych hamulców, że nie jest to wolność, lecz zezwierzęcona samowola, zdziczała dowolność, nie tylko nie pozwalająca na używanie wolności przez innych, przez współobywateli, ale „tratująca" ich bezlitośnie.
O księgach, które zawierają praw a boskie, o tych, które kościelne piszą proroki, i według których zbrodnia wymaga okrutnego czynu, ofiary — mowa jest w „Klątwie”:
„Ktokolwiek na tej ziemie
przysięgi straszliwemi
ślubował Bogu swoją duszę
w czystości żywić nieskalanej:
a potem śluby swoje łamie
i boskiej lasce dla się kłamie;
Bóg pomsty zseła nań katusze
i jego dzieci i kochanie
na zatraconych ogień wpędza…”
Na stos niech wstąpią, a wtedy Młoda i je j ze zbrodniczego związku zrodzone dzieci zostaną ocalone! Oto „straszne Sądy Boże, które los znaczy tej kobiecie'1 i je j dzieciom; ona wierzy, że „tem jednem duszę zbawi... bo „księgi piszą o tem boskie". Wie o tem od swych dzieci ojca, który „sam, strasznemi słowy przed nią wypomniał, co ją czeka za grzech — na tam tym kiedyś świecie" — wie z podsłuchanej rozmowy — spowiedzi syna przed matką:
„O matko, księgi są spisane,
w nie praw a Boże w ryte:
a jest w tych kartach wyklinane
występku zło pożyte".
I „Bożych Sądów groźna ręka — Znak karzący Ogniami zieje”; nie pomoże z serca wyrwana, krwią jego ociekająca, cudownie piękna, modlitwa-skrucha księdza:
„Dawasz Sędzio sprawiedliwy
nademną młodą sąd straszliwy
ognia żywego...”
Już Grecy odróżniali prawo boskie (temis) od ludzkiego (nomos), a Rzymianie fas od jus. Tak też poeta trafnie z wrodzoną sobie przenikliwością tam nawet, gdzie teren jest mu obcy, jasno podkreśla, że nie chodzi tu wcale o prawo pochodzenia ludzkiego — słuszne, czy niesłuszne. — ale stworzone przez człowieka. I to stwierdzenie nam wystarcza, jest dla nas cenne, choćbyśmy żywili wątpliwości co do pochodzenia, treści i znaczenia owych ksiąg boskich, co do związania z niemi fatalistycznych wprost przepowiedni i skutków, co do „czarów" niezgodnych z zasadami wiary chrześcijańskiej, i innych, potwornych wprost, acz znów genialnie oddanych okropności na modłę tragedii staro-greckiej.
O „dike“, którem to pojęciem obejmowano łącznie i prawo i moralność i obyczaj, mowa jest w „Meleagrze". „Ja się nie mogę w dawać w bogów dzieła te, które Dike ze siebie powzięła", mówi sługa Toxeja do Althei. Ale bogów gniew, lecący piorunem, kara, jakiej dla Meleagra u nich Althea woła za to, że dokonał czynów karygodnych, a najbardziej jej własne przed odebraniem sobie życia wypowiedziane słowa, — świadczą o tem, że znów w grze tu jest przedewszystkiem pogwałcenie praw boskich, nie ziemskich, nie stanowionych przez ludzi:
„Igraszką byłam w ręku Boga
Szyderstwem los w me ręce dano,
by w własne winy uplątaną
klątwa dosięgła sroga.
Jeszcze bardziej przemawia za tem końcowe wynurzenie Oineusa:
„Przesądom, czarom nie dawałem wiary,
Przysięgi bogom składane łamałem;
Dziś próżno, choćbym wierzył;
Za dawne winy dziś spadają kary,
sypiąc się na mnie nagłym klęsk nawałem,
i Los, przed oczy mi stawiąc spłakane
ohydne dzieła i życie zszargane,
chciał, żebym wszystkich przeżył”.
Bolesław Śmiały, jako że śmiały, idzie dalej: on się zrównywa z Bogiem, jego kary, choćby zbrodnicze, są boskiemi!
„Bom ja tu na to dan,
prze Boga rękę stawion,
bym jako Boża rózga bił,
jak Boża błogosławion.
Niechajże stanie się,
co król i Bóg przekaże...”
I znowu dalej: żem król, — karzę! — Bóg ze mną zbrodnie dźwiga!
W prawdzie nie uznają tego wszyscy, a niektórzy złorzeczą mu wprost w oczy: „Ty jako boży sierp chcesz żąć, wiedz, żeś jest tylko zbrodzień” (Rapsod) — albo: „i sądzisz, sądząc mnie, żeś rózga boża (Niewierna żona). Bądź co bądź jest w tem coś niesamowitego, kiedy ten „sędzia boski", namiestnik Boga w własnem rozumieniu, mówi o swym, a więc boskim, wymiarze sprawiedliwości, jak o zbrodni, ma wiec z jednej strony poczucie tego, że karze niesłusznie, a z drugiej strony przejawia już wówczas właściwości, które później— po zbrodni, popełnionej na biskupie — przerodzą' się w ostre pomieszanie umysłu.
W „Sędziach“ natomiast mowa jest najpierw o prawie pozytywnem, czysto ludzkiem, stanowionemu Kiedy chodzi o wywożenie dziewcząt „na służbę", a więc — między wierszami — o handel żywym towarem, żandarm stwierdza, że to jest niedozwolone, podczas gdy Natan utrzymuje przeciwnie, że „to jest dozwolone, to jest uczciwy zarobek to jest prawo". Przeczy temu żandarm, a wójt mówi do Natana: „To jest psie prawo Twoje". W prawdzie i tu u końca tragedii znowu Bóg karze, w skazując winnych ustami Joasa, i odbierając mu życie. Lecz jego i Natana ojciec, Samuel, uznaje sam swą winę wobec ziemskich „sędziów" słowami:
„No ja winien tej śmierci,
Bóg mnie winien (pokazuje na syna)
tę śmierć — Bóg mnie to winien!
Niewinien ja — wy sędzię moi
a winien dzisięciokroć tej zbrodni,
synowie gnębią mnie wyrodni,
przed wami nędzarz stoi”…
I jeszcze tu dają do myślenia słowa Joasa, że sprawiedliwość zwycięża złe. Oto poeta wprowadza pojęcia z dziedziny etyki, jako nierozłączne z prawem, boskiem. Ta nieokreślona bliżej, niewzruszalna jak skała sprawiedliwość, która nie tylko powinna zło zwyciężyć, ale zwycięża je istotnie — jak że silnie odbija od marnej sprawiedliwości ludzkiej, przeciw której tak rozliczne i tak daleko idące wytacza się zarzuty!
A w końcu: „Wyzwolenie”. Tu dopiero znajdziemy najciekawsze myśli, najważniejszą podstawę do w skazania na głębię w pojęciu praw a u Stanisława Wyspiańskiego. Słowo „prawo" pada tu zarówno z ust Konrada, jak z ust maski 20. „I nie to praw o przez kogokolwiek nadawane i uznawane; — ale... prawo, które poza prawam i takiem i jest bezwzględne i którego z niczyjego uczucia wyrugować nie można niczem żadnem słowem ani rozkazem". Czy to znów praw p boskie, jak próbuje stwierdzić maska? I tak i nie! To „Prawo ciężkości myśli i uczucia, prawo ciążenia myśli, matematyka i statyka myśli, która istnieje podobnie jak matematyka i statyka obrotu i pędu światów". A zatem coś niewzruszalnego, co ugruntowane jest w człowieku: Prawo najwyższego typu i to bezwzględne, niezależne od prawa stanowionego, ludzkiego, a odpowiadające i „naturze rzeczy" i zarazem rozumowi i sumieniu człowieka. To: Prawo Natury.
W czasie kiedy Wyspiański pisał „Wyzwolenie", nie rozpoczęła się jeszcze na dobre w nauce i praktyce prawnej tak później głośna i owocna walka naszych czasów o prawo „z nami zrodzone", o którem zresztą mówiono i pisano tomy od tak dawna, ale które w nowej, czy choćby odnowionej tylko szacie, zajmowało prawników tak żywo przez długi szereg lat, i ciągle jeszcze przenika nawet w umysły niewiernych, w mózgi, co chciałyby za wszelką cenę usunąć z tej dziedziny pierwiastki „metafizyczne", czy etyczne. Lecz nie mogą nie uznać natarczywości tego praw a natury, owego ciążenia czy ciężkości, jak znów świetnie i oryginalnie powiedział Wyspiański, który swą znaną, niebywałą intuicją, myśl i uczucie złączył przedziwnie razem — rzekłbyś: rozumowi i sumieniu każąc tu iść w parze. I który, jakby w przeczucia walki o nowe prawo natury, o prawo swego pokolenia, stwierdza niejako programowo niemożność wyrugowania go z poczucia prawnego człowieka.
Zapewne, Wyspiański, który nie troszczył się, a nawet nie wiedział z pewnością, co n. p. w latach 1899, 1902 i 1906 mówią o prawie natury pp. Gény, Stammer lub Gnaeus Flavius (Kantorowicz) — miął na myśli przede wszystkiem nasze prawo do niepodległości, do własnego, niezawisłego państwa, prawo Polaka do życia w niem i do rozwoju. 1 to wówczas, gdy o niem, o państwie polskiem, jeszcze „nikt nie myślał na serjo", nikt nie działał celowo i skutecznie z zamiarem jego wskrzeszenia, gdy Chochoł uśpił Polskę swym czarem, swą muzyką, że tylko tańczyć umiała „cała szopka", budząc przestrach i grozę i daremne wołanie: Chyćcie broni! — i to wołanie drugie, ten jęk duszy:
„Możeby nieszczęście nareszcie
dobyło nam z piersi krzyku,
krzyku, coby był nasz,
z tego pokolenia”.
Lecz przy tej swojej, tak dla nas drogiej i tak na owe czasy twórczej „narodowej nucie" umiał Wyspiański podkreślić jak nikt to poczucie prawne, które dopiero w długie lata po jego zgonie dało nam wolność i państwo. Poczucie, tkwiące w naturze ludzkiej niezależnie od wszelkiego jus scriptum, od praw wydawanych przez władców i państw a, poczucie, które samo z siebie zradza praw o idealne, słuszne i bezwzględne zarazem, tak, że ono jak piła drąży prawo pozytywne, rugując z niego — jakże liczne — pierwiastki niesłuszności i krzywdy. I w ich miejsce wtłacza pierwiastki nowe, odpowiednie „myśli i uczuciu" ludzkiemu, odpowiednie głosowi pokolenia, tego pokolenia, co w biegu dziejów wyprzedziło inne, „już niepamiętne hańby, co nas plami".
I cóż, choćby w takiem prawie, w jego źródle i sile, upatrywać znów istotę i wolę boską, albo przynajmniej etykę, z której praw o natury miałoby być „wyimkiem", etykę, której normy w przeciwstawieniu do norm prawnych nie są przez żaden ziemski „autorytet" narzucone, lecz wydobyte z głębin sumienia i rozpoznane tylko rozumem naszym? Choćby prawdą było, co w r. 1766 mówił t. zw. Codex Theresianus (Cap. 1. Nin. 3, Harrasowsky I str. 55), iż „Prawo natury Bóg człowiekowi zaszczepił, tak, że go własny rozum kieruje, aby czynić dobre, a unikać złego" — nie osłabi to, raczej wzmocni jego znaczenie i siłę. Nie to znaczenie, co się rodzi z obrzydzająco płytkiej, zatłuszczonemi pozorami przesiąkniętej, bezkrytycznej umysłowości ludzkiej — ani tę siłę, co bagnet jej stróżuje. Ale tę siłę i to znaczenie, jakie ma myśl i sumienie, rozum i uczucie, przyrodniczo i moralnie ciążące, na które nie pomoże żadne „słowo ni rozkaz", którym nic oprzeć się nie zdoła, bo one nietyłko poza praw am i ludzkiemi, ale ponad niemi człowiekowi i społeczeństwu są dane.
Oto mamy w krótkości, w przybliżeniu, pojęcie praw a w dziełach Stanisława Wyspiańskiego. Każdy nieuprzedzony przyzna, choćby nie zgadzał się w zupełności z analizą jego pojęć, przeprowadzoną przeze mnie, że wielki poeta okazał się i w tej dziedzinie głębokim myślicielem. Myślicielem, któremu wrodzony jest dar przenikania „istoty rzeczy" i dar oblekania jej w formę, co w kilku zaledwie wierszach przewyższy tomy pisane przez ludzi, z bezwzględnie większą erudycją, znajomością „przedmiotu" — lecz z nieporównanie mniejszym darem bożym: talentem. Przez ludzi, co kroczą po ziemi, podczas gdy on „gwiazdy mija", ogarniając jednem spojrzeniem, jednym rzutem, szlaki niebieskie, umiejąc z nich czytać, odgadywać ich tajnie:
„Żegnajcie ptaki wysłannice
niebieskich świętych ziem,
………………………………………
Znam, odgaduję — wiem!”
I w tem też świetle widzimy, jak nietrafne, jak krzywdzące, bo nieobejmujące całości i głębi ducha Wyspiańskiego, są różne sądy, wygłaszane o nim w Polsce. Nie jest to wcale poeta „krakowski" tylko, nie jest to nawet tylko poeta Polski, której poświęcił „ten trud, co go zabijał". Lecz jest to poeta myśliciel o znaczeniu światowem. I nie ten tylko, co brzmiącą mu w duszy melodię wcielał w dramatyczne lub liryczne słowa, lecz ten, z którego „gorzał żar, jaki w prorokach", i co pozwolił swemu pokoleniu odżyć duchowo polskiego „słowa łaską".
Pierwotny druk:
„Głos Prawa” 1930, nr 6.
PRZYPIS
[1] „Bibljoteka Polska" Tom III. Wstęp, str. CXIX.