Tym razem Mecenas Ewa Stawicka w swoim autorskim dziale „Panopticum” przenosi nas do czasów sprzed pandemii, na nadbałtycką plażę, i dzieli się poezją „z szuflady” - w sam raz na zimowe krótkie dni - prezent pod choinkę.
Z piasku nijak uczynić prezent. Ale z marzeń – można.
Receptura
Na aromat do bajek mamy przepis nowy:
Weź dwie uncje oddechu, parasol bez głowy,
Pośpiech bez nakręcania, środeczek z magnesem
I trzy ćwierci od pary która sednem zwie się.
Później odlicz na palcach kilogram tej woni,
Załóż ręce pod głowę i - już nie myśl o niej:
Zapach sam się wybaśni, przedzieje, rozkrzesi.
Nie rozumiesz? Nie szkodzi: bajki są dla dzieci!
Przywitanie z plażą
Moje ślady. Na piachu. Cztery zagłębienia
Pachnące muszelkami i rybim wspomnieniem.
Morze rzuca się naprzód, wpław, na łeb, na szyję.
Chyba podam mu łapę? Zaraz ją obmyje,
Po niej trzy pozostałe i zmachany ogon.
Jak dobrze, że pan nie ma patyków ze sobą:
Trochę chłodno te fale po brzuchu łaskoczą.
Zresztą – wbiegać tak w wodę nie wiadomo po co…
Już lepiej wąchać wydmy, skakać długim susem.
Słucham? Koniec spaceru? Ja tu jutro wrócę!
Dom nad morzem
Wyplątany z szarości, w półcienie zebrany
Dom się jawi, z serdecznie otwartymi drzwiami.
Sny kładą się w nim miękkie, jak piasek pochyłe
I czas bez butów chodzi, przystając co chwilę.
Znów rok od nas ucieknie, miara łuk zatoczy,
Myśli stwardnieją w słowa, otworzą się oczy.
Dom - zostanie, skupiony jak ziarno gorczycy.
A pająk po cichutku dziury w niebie zliczy
Zachód słońca nad zatoką
Jeszcze jesteś. Różowe po-znaki
Gną w wypukłość obłoki nabrzmiałe.
Znów ich kształt będzie całkiem nie taki,
Jak chce wicher, przejęty upałem.
Nieopodal zadziorny paznokieć
Przez pomyłkę się nowiem nazywa;
A ty – zwijasz swój blask jak w ukropie
Zbyt pochopnie oddając mu prymat.
Woda w swojej upartej modlitwie
Gładzi łodzie i pachnie wieczerzą.
Zanim w niebo ostatni raz krzykniesz,
Daruj tym, co nie tobie uwierzą.